Czy w dobie superlustrzanek, tanich cyfrówek i telefonów, wyposażonych w kamery oferujące jakość podobną do pierwszych z wymienionych, można zebrać niemal 50 tys. dolarów na fotografię tradycyjną? Elvis Halilović, konstruktor ze Słowenii, udowadnia, że można.
Halilović podaje, że fotografią otworkową zajmuje się od 7 lat. Korzystał z aparatów własnej konstrukcji, z których największy miał wymiary 3x4 m, a najmniejszy mieścił się w ustach. Teraz całkowicie poświęcił się tworzeniu aparatów otworkowych i swoje produkty pod marką ONDU oferuje fanom fotografii.
Tydzień temu zgłosił swój projekt na stronie Kickstarter, serwisie, na którym przeprowadzane są zbiórki pieniędzy. Przez tydzień zebrał 47 748 dolarów.
Chociaż aparat otworkowy łatwo można zrobić samemu, aparaty ONDU odbiegają od tego co można sobie wyobrażać o domowym aparacie z pudełka. Przede wszystkim mają trwałą konstrukcję, dlatego można ich używać wiele razy. Trzeba też przyznać, że wyglądają całkiem nieźle i mogą służyć za ładny gadżet.
Słoweński designer przedstawił 6 modeli aparatów, różniących się typem filmu fotograficznego oraz cenami - od 60 do 200 dolarów. Każda camera obscura zbudowana jest z drewna, elementy połączone są magnesami neodymowymi, a w całej konstrukcji znajduje się tylko jedna śrubka.
Aparat z drewna? A po co to komu?
Author: Stańczyk2.0 /Marsz do Białego Domu w demokratycznym wydaniu
Author: Stańczyk2.0 /
Dawno
temu, w niebędącej jeszcze wówczas w kryzysie Grecji, pewien znany i ochoczo
cytowany współcześnie filozof postanowił zdefiniować politykę. Wypełniwszy
definicję ideą i patetycznym tonem, uczynił ją doniosłą, określając naszą lube
mianem sztuki, polegającej na rządzeniu państwem i podejmowaniu decyzji w imię
dobra ogółu. Po latach ktoś inny, równie mądry i dodatkowo świetnie zdający
sobie sprawę z faktu, iż w świecie, w którym żyjemy niczego nie dostaje się za
darmo, celnie spostrzegł, że polityka to również sama zdolność dojścia do
władzy. Zdolność, biorąc pod uwagę obecne realia, wymagająca nie lada
umiejętności, inteligencji i sprytu. Wyścig po władzę nie należy bowiem do
najłatwiejszych.
fot. filmweb.pl |
O
tym właśnie opowiadają „Idy marcowe” w reżyserii George Clooneya, powstałe na
kanwie sztuki „Farragut North” Beau Willimona, który dzięki uczestnictwu w 2003
roku w prawyborczej kampanii Howarda Deana, mógł przyjrzeć się światu polityki z
bliska. Film przedstawia kulisy rozgrywki, która wyłonić ma kandydata demokratów
do wyścigu o prezydenturę w Białym Domu. Gra jest więc warta świeczki i nie ma w niej
miejsca na nieprzemyślane ruchy, gdyż liczy się każdy głos. Podzieleni na dwa
rywalizujące ze sobą obozy demokraci skupieni wokół gubernatora Mike Morrisa (w
tej roli sam Clooney) oraz senatora Teda Pullmana (Michael Mantell) są tego jak
najbardziej świadomi. W związku z tym zrobią naprawdę wszystko, by wygrać. W dobie Internetu, gdzie prym
wiedzie informacja i chcąc ograć konkurencję należy zjednywać sobie zwłaszcza
manipulujących opinią publiczną oraz żądnych sensacji dziennikarzy, sukces
zapewnić mają specjaliści od wizerunku. W ekipie Morrisa grają stary i
doświadczony PR-owiec Paul Zara (Philip Seymour Hoffman) oraz młody, niezwykle
ambitny i przebojowy Stephen Mayers (Ryan Gosling). Za kreowanie wizerunku
Pullmana odpowiedzialny jest z kolei dobrze znany Zarze Tom Duffy (Paul
Giamatti). To oni są reżyserami transmitowanego przez media spektaklu, który
tylko pozornie jest dżentelmeńską rozgrywką w kilku aktach. Tak naprawdę nikt
nie gra bowiem fair. Clooney odziera politykę z fasady sztuczności i serwuje
nam zimy prysznic, pozbywający ją make-upu i czyniący tą niedoszłą piękność
zwyczajnie brzydką, ułomną, z całą gamą niedoskonałości. Walczący o nominację partii i czarujący publikę
erudyci, którzy z rozmachem rozprawiają o dobrobycie i pokoju w rzeczywistości
są dalekimi od ideału hipokrytami i cynikami, chodzącymi na wątpliwe moralnie
kompromisy i mającymi wiele na sumieniu. Ich nieskazitelność jest tylko pozorna.
Są ludźmi ulepionymi z tej samej gliny co reszta. Intrygi i namiętności nie są
im obce. W toku kampanii w najlepsze trwają zatem publiczne pranie brudów,
szafowanie stanowiskami w zamian za okazanie poparcia i zbieranie haków na rywala, które mają go zdyskredytować i pozbawić szans na
zwycięstwo.
Problem
poruszony w filmie nie jest być może naszkicowany zbyt nowatorsko, ale subtelne
kreski, którymi kreślona jest fabuła, nie budzą zastrzeżeń i zdecydowanie dają
do myślenia. Niegdysiejszy lekarz „Ostrego dyżuru” i nieco już przebrzmiały
amant Hollywood udowadnia „Idami marcowymi”, iż jest naprawdę niezłym reżyserem
i nadal potrafi stworzyć także całkiem ciekawą kreację aktorską. Clooney ma
ponadto nosa do dobierania sobie współpracowników, gdyż cała obsada należycie
wywiązuje się z powierzonych jej obowiązków, tworząc wyraziste, zapadające w
pamięć postacie. Na uznanie zasługują zwłaszcza niezawodny Philip Seymour
Hoffman oraz Ryan Gosling, świetnie odgrywający rolę oddanego sprawie ideowca,
którego żoną jest kampania. Po raz kolejny udowadnia on, że ładna buzia nie
jest jego jedynym atutem. Clooney pokazując najgorsze możliwe oblicze
demokracji nie oszczędza nikogo. Po równo dostaje się zaślepionym żądzą władzy
politykom, odwalającym za nich czarną robotę spin doktorom oraz napędzającym
całą tę polityczną machinę dziennikarzom. Symboliczny jest także sam tytuł,
przywołujący na myśl starożytny Rzym za czasów Juliusza Cezara i okoliczności
jego śmierci w czasie święta poświęconego rzymskiemu bogowi wojny Marsowi.
Cezarem Clooney czyni samego siebie, Brutusem postać graną przez Goslinga,
natomiast sztyletem, który pozbawić go ma politycznej egzystencji – informację.
Ocenę środowiska pozostawia widzom, co jakiś czas wcielającym się w prawdziwym
życiu w rolę wyborców. Film przedstawia ich w bardzo ciekawym świetle. Nie jako
decydentów, od których zależy los przyszłej głowy państwa, lecz jako niezbyt
inteligentną, podatną na wpływy, niczego nie świadomą i mamioną obietnicami
masę, którą - gdy dostanie się od niej to, czego się chce - pozostawia się samą
sobie. Komuś to czegoś nie przypomina? „Idy Marcowe” są dramatem politycznym w
pełnym tego słowa znaczeniu, gdyż nie pozostawiają widzowi najmniejszych
złudzeń co do tego, jak bardzo zepsuty jest świat współczesnej polityki, w
którym zwyciężają tylko ci najbardziej zdeterminowani, przebiegli i wyrafinowani gracze. Uświadamiają one, iż zdecydowanie nie ma w nim miejsca
dla ludzi uczciwych, ponieważ ten, kto nie brudzi sobie rąk kłamstwem,
zwyczajnie zostaje w tyle. Przepis na wyborczy sukces nie jest zatem jak widać
bardzo skomplikowany. Jednym z jego najważniejszych składników jest dyskrecja.
Rzecz sprowadza się, bowiem w zasadzie tylko do tego, by umiejętnie ukrywać
wszelkie popełnione przewinienia. Wówczas zafascynowana publika łyknie ten
polityczny zakalec i ku uciesze pierwszoplanowych bohaterów widowiska zajadać
się nim będzie niczym najsmaczniejszym ciastem. Zakalec przyprawić może jednak o niestrawność, dlatego by jej uniknąć warto skonsumować najpierw film George
Clooneya. Smacznego!
Stańczyk przeciwko dyskryminacji
Author: Stańczyk2.0 /
Podobno najlepszym przyjacielem człowieka jest pies. Walcząc z dyskryminacją w królestwie zwierząt publikujemy serię zdjęć, które wykonał Andy Prokh, 44 letni Rosjanin. Przedstawiają one przyjaźń między jego córką małą Kasienką a kotem LiLu,
Przyjaźń trwa od narodzin dziewczynki
i trwa już 4 lata :)
Ciekawy człowiek - Władimir Pozner
Author: Stańczyk2.0 /
Ciepły uśmiech, inteligente spojrzenie i ramiona rozłożone w przyjaznym geście. Przyjmuje dziennikarza we własnej restauracji na moskiewskiej Ostrożence, w samym centrum stolicy. Dzięsięć dni temu obchodził swoje 79. urodziny i ma się dobrze. Nie, nie chodzi o żadnego z rosyjskich oligarchów. Ten łysawy staruszek, to Władimir Pozner, dziennikarz telewizyjny uważany za medialną ikonę ZSRR.
Pozner jest synem Francuzki i rosyjskiego Żyda. Urodził się na pięć lat przed wybuchem II wojny światowej. Zanim ukończył 6 lat dwa razy przeprowadzał się za ocean. Po zajęciu Francji przez niemieckich nazistów, rodzina musiała opuścić Paryż. Ucieczkę do Stanów Zjednoczonych częściowo sfinansowała rodzina dziewczyny, która udawała nianię Władimira. Zdążył ukończyć liceum zanim makkartyzm zmusił Proznerów do powrotu do Europy, gdzie w końcu osiedli w Moskwie.
Trzy lata po zdobyciu dyplomu z fizjologii człowieka, zaczął dziennikarską karierę w anglojęzycznym czasopismie Soviet Life. Nie pozostał na długo w prasie, bo w 1970 roku przeniósł się do telewizji, ale wciąż były to media anglojęzyczne. W latach 70-tych i 80-tych często wyjeżdżał do Stanów, gdzie był gościem publicystycznych show. Umożliwiały mu to dobre stosunki z władzami. Gdyby reżim nie akceptował Poznera, podróże na Zachód i wyrażanie kontrowersyjnych, jak na tamte czasy poglądów, nie miałyby miejsca.
Największą sławę przyniosło Poznerowi prowadzenie telemostu. Idea space bridge zakładała połączenie studia w Stanach i studia w Rosji tak, żeby zgromadzeni mogli widzieć siebie na ekranie olbrzymiego telewizora i komunikować się ze sobą. Pomysł narodził się na festiwalu rockowym w Kalifornii w 1982 roku. 5 sierpnia tego samego roku Pozner zajął miejsce prowadzącego w Ostankinie i połączył się z Los Angeles, gdzie w studiu czekał już Phil Donahew. Przez cały czas trwania projektu, przed telewizorem ustawionym na przedmieściach Los Angeles, zasiadło w sumie ćwierć miliona Amerykanów. Dyskutowali najważniejsze dla nich kwestie z ludźmi oddalonymi od nich o kilkanaście tysięcy kilometrów, po drugiej stronie żelaznej kurtyny w samym środku zimnej wojny.
Po tym projekcie Pozner realizował szereg innych przedsięwzięć. Dobrze poradził sobie ze zmianami w Rosji po upadku komunizmu i dzisiaj jest gospodarzem autorskiej audycji w Pierwszym Programie rosyjskiej telewizji publicznej.
Pozner jest synem Francuzki i rosyjskiego Żyda. Urodził się na pięć lat przed wybuchem II wojny światowej. Zanim ukończył 6 lat dwa razy przeprowadzał się za ocean. Po zajęciu Francji przez niemieckich nazistów, rodzina musiała opuścić Paryż. Ucieczkę do Stanów Zjednoczonych częściowo sfinansowała rodzina dziewczyny, która udawała nianię Władimira. Zdążył ukończyć liceum zanim makkartyzm zmusił Proznerów do powrotu do Europy, gdzie w końcu osiedli w Moskwie.
Trzy lata po zdobyciu dyplomu z fizjologii człowieka, zaczął dziennikarską karierę w anglojęzycznym czasopismie Soviet Life. Nie pozostał na długo w prasie, bo w 1970 roku przeniósł się do telewizji, ale wciąż były to media anglojęzyczne. W latach 70-tych i 80-tych często wyjeżdżał do Stanów, gdzie był gościem publicystycznych show. Umożliwiały mu to dobre stosunki z władzami. Gdyby reżim nie akceptował Poznera, podróże na Zachód i wyrażanie kontrowersyjnych, jak na tamte czasy poglądów, nie miałyby miejsca.
Największą sławę przyniosło Poznerowi prowadzenie telemostu. Idea space bridge zakładała połączenie studia w Stanach i studia w Rosji tak, żeby zgromadzeni mogli widzieć siebie na ekranie olbrzymiego telewizora i komunikować się ze sobą. Pomysł narodził się na festiwalu rockowym w Kalifornii w 1982 roku. 5 sierpnia tego samego roku Pozner zajął miejsce prowadzącego w Ostankinie i połączył się z Los Angeles, gdzie w studiu czekał już Phil Donahew. Przez cały czas trwania projektu, przed telewizorem ustawionym na przedmieściach Los Angeles, zasiadło w sumie ćwierć miliona Amerykanów. Dyskutowali najważniejsze dla nich kwestie z ludźmi oddalonymi od nich o kilkanaście tysięcy kilometrów, po drugiej stronie żelaznej kurtyny w samym środku zimnej wojny.
Po tym projekcie Pozner realizował szereg innych przedsięwzięć. Dobrze poradził sobie ze zmianami w Rosji po upadku komunizmu i dzisiaj jest gospodarzem autorskiej audycji w Pierwszym Programie rosyjskiej telewizji publicznej.
Prognoza pogody
Author: Stańczyk2.0 /
Piątek niewyraźny, trochę
wietrzny. O wiele chłodniejszy niż w Nigerii. Ci, którzy pojechali tam w
ostatnich dniach, zdecydowanie wiedzieli co robią. Zachmurzenie duże. Co pewnie zmartwi Was najbardziej - deszczowo.
Nie smucie się jednak. Jak mawia uwielbiany przez Stańczyków maestro pióra rodem
z Brazylii:
„Wraz z deszczem spływa na ziemię mądrość nieba”
Moknijcie zatem ile wlezie, a po
ubogacającym opadzie koniecznie napijcie się czegoś ciepłego, np. latte na
mleku sojowym. Na mieście mówią, że całkiem smaczne. Spokojnego wieczoru.
Jeden z dziesięciu
Author: Stańczyk2.0 /"- W którym wieku Święty Piotr Apostoł napisał Ewangelię?
- W pierwszym przed naszą erą"
A to hipster z tego Piotra. Napisał Ewangelię zanim to stało się modne. No trafił... w dziesiątkę!
Ranking FIFA
Author: Stańczyk2.0 /Kto wie, gdzie dokładnie leży Republika Gwinei Równikowej, niech pierwszy kopnie piłkę.
Subskrybuj:
Posty (Atom)
Obsługiwane przez usługę Blogger.